Juz nie wiem od ilu lat bylem "w domu" we Wszystkich Swietych. Wszelakie inne wizyty i wizytacje byly spokojne i anonimowe.
Tym razem od pierwszego poniedzialku spotykalem przypadkiem tabun ludzi ze starych czasow, i kazdy jakby podawal mnie dalej. Zobaczylem kolege ze szkoly, ktorego nie widzialem 42 lata, rekordem byl ulubiony nauczyciel z podstawowki, ktorego nie widzialem 44 lata. Byly to jakies znaki. Tak jakby cos sie mialo stac. Cos koncowego, zamykajacego.
Tym koncowym poki co byly gigantyczne korki miedzy Berlinem a Bielefeld. Spedzilem 16 godzina na autostradach ciagle jadac, miejscami przez godzine z szybkoscia 5 km/h.
Niewazne. Hajlajty z wizyty we wspanialym kraju:
- wor ksiazek i filmow, wisniowki i jajek, kupilem nawet tego Cenckiewicza,
- "slaska" msza swieta w pewnej malej miejscowosci; kazanie o Zacheuszu w trzech jezykach,
- spozniony odjazd, tak ze zamiast sniadania u Olejnikowej slyszalem az za Wroclaw transmisje mszy sw. z Kamienia Slaskiego celebrowana przez abpa Nossola, tez oczywista ze slaskimi akcentami,
- pare zapisanych programow TV z muxa; i tu chwale sobie stacje ATM-Rozrywka, bardzo sie rozerwalem.
Polska to wspanialy kraj. Slask jeszcze wspanialszy.
112626